2009-05-16

Erozja treści w mediach, która kończy się zalewem odbiorców informacjami miałkimi – kolor majtek Dody, albo kontrowersje dotyczące ich obecności, etc… - jest pewnie wynikiem kalkulacji. Takiej oto: odbiorcy lubią takie treści, dajemy im je, osiągamy pewną publiczność i możemy sprzedawać reklamy.
Tylko czy ta kalkulacja jest słuszna?
Człowiek jest istotą, którą pragnie miłości i lęka się śmierci. Rozpiętą egzystencjalnie między potrzebą kreacji i paraliżem nieistnienia, Erosem i Tanatosem. Te dwa podstawowe instynkty, w normalnych warunkach powinny objawiać się w naszym życiu (rządzić nim) od rana do wieczora, z chwili na chwilę. Nie robią tego, bo nasza kultura wytworzyła arsenały środków znieczulających i rozwadniających te potężne energie: alkohol, narkotyki, obiekty materialne udające źródła satysfakcji. Znieczulona istota ludzka, niczym niemowlę, ssie kleik miałkich treści, bo świadomość – tak jak brzuch – czymś jednak wypełnić trzeba. Tylko, że jest to danie puste. Miałkie treści, choć zajmują uwagę człowieka całkowicie, nie nakarmią głodu egzystencjalnego.
Czy kalkulacja by je produkować jest słuszna? Co by się stało gdyby powstał portal egzystencjalny, tematyczny kanał egzystencjalny TV lub stosowna gazeta – media wypełnione wyłącznie treściami rezonującymi z pierwotnym lękiem przed śmiercią i potrzebą miłości, składające ofiarę z kontentu Erosowi i Tanatosowi? Czy ktoś by to czytał albo oglądał?
Gdzie są granice papkowatości i miałkości? Co się stanie, gdy erozja - proces, który zamienia góry w piasek – osiągnie poziom najdrobniejszych ziarenek?