2010-07-25

Życie prenatalne książki jest dość burzliwe. Być może bardziej niż życie po narodzinach, choć mam nadzieję, że tak nie będzie w przypadku Stoicyzmu ulicznego. Życzę swojej książce wielu przygód. Na razie – przed jej narodzinami – gdy niespokojnie trzeba robić ostatnie poprawki i dobierać tło muzyczne na CD zamieszczam fragment:
Zapytany o czym myśli stoik powinien zdaniem Marka Aureliusza natychmiast, swobodnie i bez wysiłku odpowiedzieć: o tym i o tym. Musi mieć zatem bezustanną świadomość swoich myśli, a same te myśli powinny być proste i życzliwe. Głowa zaś wolna od dręczyciela, który nieustannie nas atakuje, karze i wysysa energię życiową.
Uważność uwalnia od czegoś jeszcze – od udręki mającej źródło w potrzebie ostatecznego rozwiązania swoich problemów i osiągnięcia wiecznej szczęśliwości. Życie jest jak puzzle z ciągle zmieniającym się obrazkiem. A na dodatek zawsze brakuje kilku elementów. Mniemanie, że możemy poskładać życie w skończony, niezmienny obraz jest urojeniem. To rodzaj złudzenia: będę szczęśliwy, gdy tylko dostanę lepszą pracę, pójdę na emeryturę, zbuduję dom. Stoicy nie mają wątpliwości: szczęśliwym można być tylko w chwili obecnej. „Ludzie bowiem nie żyją, tylko dopiero mają żyć” – pisze Seneka.

2010-07-06

Przyszło mi do głowy, nie po raz pierwszy, że jestem tylko stróżem mojego fragmentu wszechświata, a nie – jak chce większość religii - osobną duszą. Co by się zgadzało z opiniami niektórych psychiatrów. Antoni Kępiński pisał, że istoty żywe to układy otwarte, które istnieją dzięki metabolizmowi, stałej wymianie energetyczno-informatycznej ze środowiskiem.
Gdybym jednak myślał o sobie jako o „układzie otwartym” poczułbym się jak trybik w skomplikowanej machinerii, rdzewiejący i bez życia. Nazwanie siebie „stróżem fragmentu wszechświata” choć mniej naukowe, zachęca mnie do pewnej postawy moralnej. Jako „stróż fragmentu” mogę zadbać o to by w moim fragmencie działo się dobrze. Co to znaczy?
Źle jest, gdy urządzam mój fragment pod wpływem urojeń, jako zbiór pożądanych cech, które narzuca mi (mojemu fragmentowi) społeczeństwo: mam być piękny, wysportowany i bogaty. Mam być lepszy niż inni (inne fragmenty).
Dobrze jest, gdy - jak stoicy - uznam udział mojego fragmentu w całości, i tak go urządzę, by grał jak posłuszny instrument w orkiestrze wszechświata, bez cienia dysonansu.
Najlepiej jest, gdy - jak chce Budda - przejrzę mechanikę wiecznego kosmicznego pędu i zniknę z wszechświata w nirwanie. Posprzątam samego siebie.

2010-07-01

Gdy stoicy mówili o „człowieku pospolitym” mieli na myśli człowieka nie wytrenowanego w filozofii. Kogoś kto zostawił swoje życie mentalne na pastwie żywiołów – lęku, strzępów przeterminowanych myśli, powracających jak zdarta płyta opowieści o sobie samym i o świecie, przygnębienia, puchnącego z dumy albo ścinającego się w lód zranionego ego.
Tylko filozof (Zakochany W Mądrości) stara się krytycznie przyjrzeć temu całego chaosowi, zrozumieć jego mechanikę i poszukać w nim (ponad nim, mimo niego) szczęścia. Ta ciągle powielana próba robi różnicę.
„Człowiek pospolity utracił kontakt ze światem i postrzega świat nie jako świat, lecz środek służący do zaspokajania swoich potrzeb” - pisze Pierre Hadot w porywającej książce Filozofia jako ćwiczenie duchowe. I jest to jedna z najlepszych definicji niefilozofa, a tym samym filozofa, na jakie natknąłem się w życiu.
A co mówi o naszym współczesnych czasach? Tyle chyba, że z człowieka pospolitego uczyniły bohatera. Im więcej ktoś ze świata wyciśnie dla swoich potrzeb, tym bardziej rozpala naszą wyobraźnie. Bogaci i sławni są bohaterami pospolitej opowieści, która wlewa się do naszych mózgów nieskończonymi, multimedialnymi strużkami. I tylko utrwala przekonanie, że chaos w naszym umyśle jest stanem naturalnym, pożądanym i jedynym możliwym.
Co się stanie, gdy przestaniemy postrzegać świat jako środek do zaspokajania potrzeb? Twierdzę: obiekty wirujące w mętnym chaosie naszego umysłu same zaczną powoli opadać na dno, by odsłonić klarowne obszary czystej przestrzeni. To po to taoistyczni mędrcy wędrowali w góry, z dala od ludzkiego jarmarku. By stworzyć korzystne warunki do rozpoczęcia procesu oczyszczania umysłu. Bez wielkiego wysiłku (który nawet w medytacji przybiera postać żądzy zmieniania świata), bez specjalnej techniki medytacyjnej.
Ale smak wolności od potrzeby zmieniania świata może poczuć każdy i wszędzie. Oto ćwiczenie łatwe do wykonania w każdej sytuacji – uprawiam je czasem idąc chodnikami Warszawy. Utrzymuje w umyśle pytanie – czy w tej chwili chcę coś uzyskać od świata, czy tylko doświadczam jego istnienia? Czasami, gdy je sobie zadam w myślach otwiera się przede mną opcja – wygaszenie żądań wobec świata. Coś jakby pęka. Niemal słyszę cichy dźwięk tego pęknięcia – coś jak kliknięcie. Mój umysł i ciało wpadają nagle w stan medytacyjnego spokoju.
Pozwól czasami światu istnieć dla siebie samego – zobacz jakie to przyjemne.