tag:blogger.com,1999:blog-65916621110388269572024-03-14T10:11:50.600+01:00metafizyka dla neurotykaMarcin Fabjańskihttp://www.blogger.com/profile/06641997707701206857noreply@blogger.comBlogger13125tag:blogger.com,1999:blog-6591662111038826957.post-74463034234788092772010-09-23T18:49:00.006+02:002010-09-24T01:58:33.760+02:00<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8r26sqHToozAD-Vg1JYQGdFHm0M6NUe4XdmyK2Tdgi5KJAbOqUOJ8ioqxPYIIzgK97jetSXAKch3c5TOGUTeeFNgUt8Whkv8v_L1rU7Da4Vm4R6VjrBLlPL3B7nIATDfCscX_XRPyAjOg/s1600/5142401txscLTHAVt_ph.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; cssfloat: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" px="true" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg8r26sqHToozAD-Vg1JYQGdFHm0M6NUe4XdmyK2Tdgi5KJAbOqUOJ8ioqxPYIIzgK97jetSXAKch3c5TOGUTeeFNgUt8Whkv8v_L1rU7Da4Vm4R6VjrBLlPL3B7nIATDfCscX_XRPyAjOg/s200/5142401txscLTHAVt_ph.jpg" width="133" /></a></div><div style="text-align: justify;">HYPOMNEMATA - notatki terapeutyczne. Starożytni pisali je by utrzymywać stan wewnętrznego spokoju i radości. Był to rodzaj indywidualnego filozoficznego jam session wokół wybranego tematu, np. takiego - wszechświat to wieczny pęd, a ja jestem jego częścią, podlegam jego prawom. Buntowanie się przeciw kosmosowi to błąd.</div><div style="text-align: justify;">Marek Aureliusz w "Rozmyślaniach" pisał tak:</div><div style="text-align: justify;"><em>Jeżeli ci się coś nie podoba, toś zapomniał o tym, że wszystko dzieje się w myśl wszechnatury...</em></div><div style="text-align: justify;">Innego dnia, podczas innego session z sobą samym tak ujął to samo:</div><div style="text-align: justify;"><em>Nie należy gniewać się na bieg wypadków, nic ich to bowiem nie obchodzi.</em></div><div style="text-align: justify;">By poćwiczyć HYPOMNEMATA zapraszam na</div><div style="text-align: justify;"><a href="http://www.facebook.com/home.php?#!/pages/Stoicyzm-Uliczny/143436255680226?ref=ts">STOICYZM ULICZNY na facebooku</a></div>Marcin Fabjańskihttp://www.blogger.com/profile/06641997707701206857noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6591662111038826957.post-36343170311455911072010-09-03T17:45:00.005+02:002010-09-03T18:59:03.199+02:00<div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7FU7uV8opEAxISmwogb-ae61T3x5-y8Uel38n5ocZnC8NqTY9SIFMUPDr2nXBPzBGuYSn6H1Ker_OspmdXM8T8mv7zpkCKBtfvynUckjJpBAP059kQ0YEHf7UEmiUWVLN8GPQYLCjO_2-/s1600/IMG_0273_bl.JPG" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi7FU7uV8opEAxISmwogb-ae61T3x5-y8Uel38n5ocZnC8NqTY9SIFMUPDr2nXBPzBGuYSn6H1Ker_OspmdXM8T8mv7zpkCKBtfvynUckjJpBAP059kQ0YEHf7UEmiUWVLN8GPQYLCjO_2-/s200/IMG_0273_bl.JPG" width="200" /></a></div>Marta Nussbaum, niezmordowana tropicielka sensów filozofii hellenistycznej w „The Therapy of Desire” pisze tak: </div><div style="text-align: justify;"><i>Stoicka koncepcja edukacji jest koncepcją coraz większej uważności i przebudzenia, gdzie umysł coraz szybszy i coraz bardziej żywy, uczy się odzyskiwać swoje własne doświadczenie z mgły nawyku, konwencji i zapomnienia.</i> </div><div style="text-align: justify;">A my – dwadzieścia kilka wieków później - mamy w publicznych szkołach dwa razy w tygodniu bajdurzenie katechety o urojonych światach. </div><div style="text-align: justify;">Jak wyglądałby świat, gdyby to myśl stoików, epikurejczyków i sceptyków, a nie chrześcijaństwo, dawno temu, stało się głównym impulsem kulturowym w Europie? </div><div style="text-align: justify;">Czy bylibyśmy tak zaawansowani technologicznie jak dzisiaj? Możliwe, że nie – chrześcijaństwo każe człowiekowi podbijać resztę natury, stoicyzm – rozumieć.</div><div style="text-align: justify;">Czy żylibyśmy bliżej natury? Raczej tak, chociaż przesiąknięty humanizmem stoicyzm stawiał człowieka na pierwszym planie istnienia.</div><div style="text-align: justify;">Czy żylibyśmy bliżej własnych ciał? Na to pytanie można odpowiedzieć: tak. Znalibyśmy lepiej własny umysł, a co za tym idzie ciało. Cenilibyśmy chwilę obecną, traktując obietnice życia przyszłego jako fikcję literacką. W świecie, w którym zwyciężył stoicyzm James Joyce raczej nie napisałby: „Pan Duffy żył w niewielkiej odległości od swego ciała” </div><div style="text-align: justify;">I jeszcze jedno – nie balibyśmy się tak panicznie śmierci.</div>Marcin Fabjańskihttp://www.blogger.com/profile/06641997707701206857noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6591662111038826957.post-76507612311629747852010-08-12T17:43:00.003+02:002010-09-03T19:03:23.039+02:00Układ tożsamości – system reagowania w naszym ciele i umyśle, który zawęża świadomość, napycha umysł kłębowiskiem myśli i spina ciało - może zabić. Właśnie zabił Rosjanina, który chciał zostać mistrzem świata w przebywaniu w saunie. Siedział tak długo w temperaturze 110 stopni, wraz ze swoim przeciwnikiem z Finlandii, że w końcu obaj stracili przytomność. Fina odratowali lekarze. <br />
Umysł-ciało zostawione same w sobie nigdy by na to nie pozwoliły. Działając w harmonii wyszliby z sauny, przy pierwszych oznakach przegrzania. Układ tożsamości postanowił jednak zostać. Przerwał połączenie między ciałem i umysłem - stały strumień impulsów wysyłanych z ciała do umysłu, że gorąco i z umysłu do nóg, żeby ruszyły z miejsca. <br />
Zadziwiająca jest ludzka maszyneria, która woli zdobyć mistrzostwo świata w dyscyplinie ciekawostkowej niż żyć. Jak bardzo trzeba nienawidzić zwykłego siebie, żeby aż tak pragnąć siebie – mistrza świata.Marcin Fabjańskihttp://www.blogger.com/profile/06641997707701206857noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6591662111038826957.post-83970761597430063522010-07-25T14:56:00.004+02:002010-08-11T16:23:36.431+02:00<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"></div><div style="text-align: justify;"></div><div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgglB3_amWMFZ76Aud9YrNXTGjLtBiPtthrP0AOWpMwKleW-hgpCDUbMMNZwzH4lRToy9K5tWnG02RSk4ytSnp2ZzLM-A_EZR9YOX5wyl0Eh5F_DibpoOslZfc5xMR0pWD_RKEJnTxE-cSd/s1600/STOICYZM+ULICZNY_72+RGB.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgglB3_amWMFZ76Aud9YrNXTGjLtBiPtthrP0AOWpMwKleW-hgpCDUbMMNZwzH4lRToy9K5tWnG02RSk4ytSnp2ZzLM-A_EZR9YOX5wyl0Eh5F_DibpoOslZfc5xMR0pWD_RKEJnTxE-cSd/s200/STOICYZM+ULICZNY_72+RGB.jpg" width="200" /></a></div>Życie prenatalne książki jest dość burzliwe. Być może bardziej niż życie po narodzinach, choć mam nadzieję, że tak nie będzie w przypadku <i>Stoicyzmu ulicznego</i>. Życzę swojej książce wielu przygód. Na razie – przed jej narodzinami – gdy niespokojnie trzeba robić ostatnie poprawki i dobierać tło muzyczne na CD zamieszczam fragment:</div><div style="text-align: justify;"></div><div style="text-align: justify;"><i>Zapytany o czym myśli stoik powinien zdaniem Marka Aureliusza natychmiast, swobodnie i bez wysiłku odpowiedzieć: o tym i o tym. Musi mieć zatem bezustanną świadomość swoich myśli, a same te myśli powinny być proste i życzliwe. Głowa zaś wolna od dręczyciela, który nieustannie nas atakuje, karze i wysysa energię życiową. </i></div><div style="text-align: justify;"><i>Uważność uwalnia od czegoś jeszcze – od udręki mającej źródło w potrzebie ostatecznego rozwiązania swoich problemów i osiągnięcia wiecznej szczęśliwości. Życie jest jak puzzle z ciągle zmieniającym się obrazkiem. A na dodatek zawsze brakuje kilku elementów. Mniemanie, że możemy poskładać życie w skończony, niezmienny obraz jest urojeniem. To rodzaj złudzenia: będę szczęśliwy, gdy tylko dostanę lepszą pracę, pójdę na emeryturę, zbuduję dom. Stoicy nie mają wątpliwości: szczęśliwym można być tylko w chwili obecnej. „Ludzie bowiem nie żyją, tylko dopiero mają żyć” – pisze Seneka.</i></div>Marcin Fabjańskihttp://www.blogger.com/profile/06641997707701206857noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6591662111038826957.post-16174594704158392122010-07-06T15:46:00.003+02:002010-07-07T13:33:51.652+02:00<div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgp_rsT9kXBhK1FXtt3XCeMy8HhN1DvnZXYVNin3Va-UhX3EF-U8WRAB-RCSMfL3g6TWLWWi2H86t8LRojXbBpNnZ_jwNJknAKJemRBKxBa-jHw9ITPT9bP3V2n5HNSZ3GOrEveNgn9HciQ/s1600/blog.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; cssfloat: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="150" rw="true" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgp_rsT9kXBhK1FXtt3XCeMy8HhN1DvnZXYVNin3Va-UhX3EF-U8WRAB-RCSMfL3g6TWLWWi2H86t8LRojXbBpNnZ_jwNJknAKJemRBKxBa-jHw9ITPT9bP3V2n5HNSZ3GOrEveNgn9HciQ/s200/blog.jpg" width="200" /></a></div><span style="font-family: "Trebuchet MS", sans-serif;">Przyszło mi do głowy, nie po raz pierwszy, że jestem tylko stróżem mojego fragmentu wszechświata, a nie – jak chce większość religii - osobną duszą. Co by się zgadzało z opiniami niektórych psychiatrów. Antoni Kępiński pisał, że istoty żywe to układy otwarte, które istnieją dzięki metabolizmowi, stałej wymianie energetyczno-informatycznej ze środowiskiem.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: "Trebuchet MS", sans-serif;"></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: "Trebuchet MS", sans-serif;">Gdybym jednak myślał o sobie jako o „układzie otwartym” poczułbym się jak trybik w skomplikowanej machinerii, rdzewiejący i bez życia. Nazwanie siebie „stróżem fragmentu wszechświata” choć mniej naukowe, zachęca mnie do pewnej postawy moralnej. Jako „stróż fragmentu” mogę zadbać o to by w moim fragmencie działo się dobrze. Co to znaczy?</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: "Trebuchet MS", sans-serif;">Źle jest, gdy urządzam mój fragment pod wpływem urojeń, jako zbiór pożądanych cech, które narzuca mi (mojemu fragmentowi) społeczeństwo: mam być piękny, wysportowany i bogaty. Mam być lepszy niż inni (inne fragmenty). </span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: "Trebuchet MS", sans-serif;">Dobrze jest, gdy - jak stoicy - uznam udział mojego fragmentu w całości, i tak go urządzę, by grał jak posłuszny instrument w orkiestrze wszechświata, bez cienia dysonansu.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: "Trebuchet MS", sans-serif;">Najlepiej jest, gdy - jak chce Budda - przejrzę mechanikę wiecznego kosmicznego pędu i zniknę z wszechświata w nirwanie. Posprzątam samego siebie.</span></div><div style="text-align: justify;"><br />
</div>Marcin Fabjańskihttp://www.blogger.com/profile/06641997707701206857noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6591662111038826957.post-18475166384390307392010-07-01T12:50:00.015+02:002010-07-07T18:03:51.505+02:00<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0_9I34uWdkGUnvqM-KwG9kWbf2DMhG2ggCLQvtH0sV12DXQIDMBSed_5xAjNGu7MUn0cKQDIZJMp3tP7TZTSPwlFApO2r7cncH88gxmOzSttasq5aLg_SyChyphenhyphenaEQzhdeWAKrzxgOCSoea/s1600/STOICS21.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="133" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0_9I34uWdkGUnvqM-KwG9kWbf2DMhG2ggCLQvtH0sV12DXQIDMBSed_5xAjNGu7MUn0cKQDIZJMp3tP7TZTSPwlFApO2r7cncH88gxmOzSttasq5aLg_SyChyphenhyphenaEQzhdeWAKrzxgOCSoea/s200/STOICS21.jpg" width="200" /></a></div><div style="text-align: justify;">Gdy stoicy mówili o „człowieku pospolitym” mieli na myśli człowieka nie wytrenowanego w filozofii. Kogoś kto zostawił swoje życie mentalne na pastwie żywiołów – lęku, strzępów przeterminowanych myśli, powracających jak zdarta płyta opowieści o sobie samym i o świecie, przygnębienia, puchnącego z dumy albo ścinającego się w lód zranionego ego.</div><div align="justify"><div style="text-align: justify;">Tylko filozof (Zakochany W Mądrości) stara się krytycznie przyjrzeć temu całego chaosowi, zrozumieć jego mechanikę i poszukać w nim (ponad nim, mimo niego) szczęścia. Ta ciągle powielana próba robi różnicę.</div>„Człowiek pospolity utracił kontakt ze światem i postrzega świat nie jako świat, lecz środek służący do zaspokajania swoich potrzeb” - pisze Pierre Hadot w porywającej książce <span style="font-style: italic;">Filozofia jako ćwiczenie duchowe</span>. I jest to jedna z najlepszych definicji niefilozofa, a tym samym filozofa, na jakie natknąłem się w życiu.<br />
A co mówi o naszym współczesnych czasach? Tyle chyba, że z człowieka pospolitego uczyniły bohatera. Im więcej ktoś ze świata wyciśnie dla swoich potrzeb, tym bardziej rozpala naszą wyobraźnie. Bogaci i sławni są bohaterami pospolitej opowieści, która wlewa się do naszych mózgów nieskończonymi, multimedialnymi strużkami. I tylko utrwala przekonanie, że chaos w naszym umyśle jest stanem naturalnym, pożądanym i jedynym możliwym.<br />
Co się stanie, gdy przestaniemy postrzegać świat jako środek do zaspokajania potrzeb? Twierdzę: obiekty wirujące w mętnym chaosie naszego umysłu same zaczną powoli opadać na dno, by odsłonić klarowne obszary czystej przestrzeni. To po to taoistyczni mędrcy wędrowali w góry, z dala od ludzkiego jarmarku. By stworzyć korzystne warunki do rozpoczęcia procesu oczyszczania umysłu. Bez wielkiego wysiłku (który nawet w medytacji przybiera postać żądzy zmieniania świata), bez specjalnej techniki medytacyjnej.<br />
Ale smak wolności od potrzeby zmieniania świata może poczuć każdy i wszędzie. Oto ćwiczenie łatwe do wykonania w każdej sytuacji – uprawiam je czasem idąc chodnikami Warszawy. Utrzymuje w umyśle pytanie – czy w tej chwili chcę coś uzyskać od świata, czy tylko doświadczam jego istnienia? Czasami, gdy je sobie zadam w myślach otwiera się przede mną opcja – wygaszenie żądań wobec świata. Coś jakby pęka. Niemal słyszę cichy dźwięk tego pęknięcia – coś jak kliknięcie. Mój umysł i ciało wpadają nagle w stan medytacyjnego spokoju.<br />
Pozwól czasami światu istnieć dla siebie samego – zobacz jakie to przyjemne.</div>Marcin Fabjańskihttp://www.blogger.com/profile/06641997707701206857noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6591662111038826957.post-33451633948823483812010-06-14T18:11:00.004+02:002010-06-16T12:26:13.805+02:00<a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicwU89-U4pO-OKat7TUg1dMWS0-ZQlWwww1dOzonB3UJNu6p42pGm892BoW_H_wGdFeSfKCRPn_elP4iPDrqkMVaDlewNTrOuOjZwq5rigF6dUKxH0DiNXe3eJLlEeJJKJG1YpFFdsSJvy/s1600/BLOG-MUNDIAL.jpg"><img style="margin: 0pt 10px 10px 0pt; float: left; cursor: pointer; width: 214px; height: 320px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicwU89-U4pO-OKat7TUg1dMWS0-ZQlWwww1dOzonB3UJNu6p42pGm892BoW_H_wGdFeSfKCRPn_elP4iPDrqkMVaDlewNTrOuOjZwq5rigF6dUKxH0DiNXe3eJLlEeJJKJG1YpFFdsSJvy/s320/BLOG-MUNDIAL.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5483314859461413810" border="0" /></a><span style="font-family: georgia;">Komu kibicuje Bóg na Mundialu?</span><br /><div style="text-align: justify;font-family:georgia;"><span style="font-size:100%;">To nie jest wcale pytanie prowokacyjne, prześmiewcze albo bezsensowne. Cały Stary Testament jest opowieścią o Bogu, który kibicuje pewnemu wybranemu plemieniu w jego wędrówkach, potyczkach i wewnętrznych problemach. Jeśli chce pomaga temu ludowi mordując jego wrogów, jeśli chce stawia przed nim przeszkody, które najczęściej mają jakiś sens wychowawczy. W zamian żąda między innymi całkowitego niewolnictwa duchowego.<br />Komu kibicuje Wszechmocny na mistrzostwach świata w piłce nożnej w RPA, w sytuacji gdy reprezentacja Izraela nie zakwalifikowała się do turnieju?<br />Brazylijczycy powiedzą, że im. W końcu Bóg jest Brazylijczykiem, o czym świadczą sukcesy ich reprezentacji. Ta niezachwiana wiara dała do myślenia nawet FIFA, która ostrzegła brazylijskich piłkarzy, że nie życzy sobie żadnych religijnych lub politycznych manifestacji na boisku. Ciekawe czy UEFA powtórzy ten sam apel na mistrzostwach Europy w Polsce za dwa lata. Jeśli tak, założę się, że natychmiast odezwą się głosy o prześladowaniu katolicyzmu.<br />Na meczu Ghana-Serbia – w migawce TV – widziałem afrykańskich kibiców z tekturowymi transparentami informującymi świat, że Bóg całym sercem jest z ich drużyną. Ale nie wydaje mi się, żeby Bóg kibicował Ghanie. Lista zwycięzców Mundiali pokazuje to jasno, Bóg nie jest Ghańczykiem. Zrzekł się też obywatelstwa Izraela.<br />Bóg jest w pięciu osiemnastych Brazylijczykiem, w dwóch dziewiątych Włochem, w trzech osiemnastych Niemcem, w jednej dziewiątej Urugwajczykiem a także Argentyńczykiem i w jednej osiemnastej Francuzem a także Anglikiem.<br />Te proporcje mogą się zmienić w połowie lipca.</span></div>Marcin Fabjańskihttp://www.blogger.com/profile/06641997707701206857noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-6591662111038826957.post-82308599923003183872009-05-16T12:31:00.009+02:002009-05-17T22:49:13.252+02:00<div style="text-align: justify;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiN6SpG9yirDVfp9nSc6xYbF_nEbiuKkm8zb-aV5lrWIXdS3yPcrUusWkz_pkQJ4hMo4L-F5q_Jyuf4kBtOU0eazZqYFrYhNdZZafrhUtu0Tz2-mBX9fOmijLiknY44-ojkfE1rLAfBXLd4/s1600-h/KANION.jpg"><img style="margin: 0pt 10px 10px 0pt; float: left; cursor: pointer; width: 275px; height: 200px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiN6SpG9yirDVfp9nSc6xYbF_nEbiuKkm8zb-aV5lrWIXdS3yPcrUusWkz_pkQJ4hMo4L-F5q_Jyuf4kBtOU0eazZqYFrYhNdZZafrhUtu0Tz2-mBX9fOmijLiknY44-ojkfE1rLAfBXLd4/s320/KANION.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5336896862923332818" border="0" /></a>Erozja treści w mediach, która kończy się zalewem odbiorców informacjami miałkimi – kolor majtek Dody, albo kontrowersje dotyczące ich obecności, etc… - jest pewnie wynikiem kalkulacji. Takiej oto: odbiorcy lubią takie treści, dajemy im je, osiągamy pewną publiczność i możemy sprzedawać reklamy.<br /></div><div align="justify"><div style="text-align: justify;">Tylko czy ta kalkulacja jest słuszna?<br /></div>Człowiek jest istotą, którą pragnie miłości i lęka się śmierci. Rozpiętą egzystencjalnie między potrzebą kreacji i paraliżem nieistnienia, Erosem i Tanatosem. Te dwa podstawowe instynkty, w normalnych warunkach powinny objawiać się w naszym życiu (rządzić nim) od rana do wieczora, z chwili na chwilę. Nie robią tego, bo nasza kultura wytworzyła arsenały środków znieczulających i rozwadniających te potężne energie: alkohol, narkotyki, obiekty materialne udające źródła satysfakcji. Znieczulona istota ludzka, niczym niemowlę, ssie kleik miałkich treści, bo świadomość – tak jak brzuch – czymś jednak wypełnić trzeba. Tylko, że jest to danie puste. Miałkie treści, choć zajmują uwagę człowieka całkowicie, nie nakarmią głodu egzystencjalnego.<br />Czy kalkulacja by je produkować jest słuszna? Co by się stało gdyby powstał portal egzystencjalny, tematyczny kanał egzystencjalny TV lub stosowna gazeta – media wypełnione wyłącznie treściami rezonującymi z pierwotnym lękiem przed śmiercią i potrzebą miłości, składające ofiarę z kontentu Erosowi i Tanatosowi? Czy ktoś by to czytał albo oglądał?<br />Gdzie są granice papkowatości i miałkości? Co się stanie, gdy erozja - proces, który zamienia góry w piasek – osiągnie poziom najdrobniejszych ziarenek?</div>Marcin Fabjańskihttp://www.blogger.com/profile/06641997707701206857noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-6591662111038826957.post-382734437559600662009-04-29T11:14:00.006+02:002009-04-29T22:41:17.730+02:00<div style="text-align: justify;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBl48KZtyuRkW5xTJ1nIXYuCaGavSAAOrzCKMRTQl7_A0s54Vq6nA3DgMFR893AT92RnFJca8JWaj1ixeAQaSN0Ds8AeLgslvVcnzjwAJGK8sVBh1DOaybLIKseLgJUskhWM1sA7iCh2lD/s1600-h/ZYRAFIATKO_1.jpg"><img style="margin: 0pt 10px 10px 0pt; float: left; cursor: pointer; width: 227px; height: 320px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhBl48KZtyuRkW5xTJ1nIXYuCaGavSAAOrzCKMRTQl7_A0s54Vq6nA3DgMFR893AT92RnFJca8JWaj1ixeAQaSN0Ds8AeLgslvVcnzjwAJGK8sVBh1DOaybLIKseLgJUskhWM1sA7iCh2lD/s320/ZYRAFIATKO_1.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5330215754136261762" border="0" /></a>Czym się różni człowiek od zwierzęcia? U zwierzęcia zawsze zwycięża instynkt samozachowawczy. A u człowieka?<br /></div><div align="justify"><div style="text-align: justify;">Portal gazeta.pl napisał o Ryszardzie S., u którego zwyciężyło coś innego. Co? O tym później.<br />Ryszard S. zgłosił się na ochotnika by zagrać w scence odcinka opowiadającego o zabójstwie pewnej staruszki, w ramach telewizyjnego magazynu kryminalnego 997. Scenkę, w której kupuje od ofiary butelkę wina, wyemitowano w godzinach wielkiej oglądalności, prosząc o pomoc przypadkowych świadków. Na nic – policja nie złapała mordercy.<br />Po latach - dzięki badaniom DNA - wyszło na jaw, że staruszkę zabił właśnie Ryszard S. Po co ryzykował zgłaszając się do programu? Po co sam się pchał w ręce policji? Dlaczego morderca wraca na miejsce zbrodni? Lampart, który zabije gazelę, zjada co jego, a resztę zostawia hienom, szakalom, sępom, mrówkom i bakteriom. Nie ciągnie go jakoś na miejsce jego myśliwskiego triumfu. Człowiek…<br /></div>Gazeta.pl przypomina inny przypadek. W roku 1995 statysta-ochotnik biorący udział w rekonstrukcji ataku kilku mężczyzn na ulicy na przechodnia, okazał się jednym z jego prawdziwych morderców. W trakcie rekonstrukcji poprawiał reżysera, który nie dość precyzyjnie odtwarzał szczegóły. Gdzie był w tamtej chwili jego instynkt?<br />Został stłamszony przez coś co jest dla nas ważniejsze niż strach przed więzieniem czy nawet samą śmiercią – nasze ego. Potrzebę docenienia, zaistnienia, bycia zauważonym. Za wszelką cenę. Mężczyzna, o którym mówimy – być może po raz pierwszy w życiu – został autorytetem. Najwyższym ekspertem w danej dziedzinie. A, że akurat w dziedzinie zabójstwa, do którego się przyczynił, to już mniej ważne. Dziarsko dołączył do ekipy statystów. Został ich liderem, wiedział lepiej niż reżyser.<br />Pewnie pouczał: – O nie, co wy tam wiecie?! Płytą chodnikową to on dostał w kark, a nie w głowę! </div><div align="justify">Pewnie prężył pierś. Patrzcie to JA! JA wiem najlepiej jak było. To całe zamieszanie – statyści kamery, mikrofony, to przeze MNIE, o MNIE, na MOJĄ cześć. JA tu jestem najważniejszy. Nie spodziewaliście się, że ten niepozorny człowieczek, którego nikt nie zauważa mógł czegoś takiego dokonać, co? A jednak to JA….<br />Mężczyzna, o którym mówimy na wiele lat wylądował z kratkami.</div>Marcin Fabjańskihttp://www.blogger.com/profile/06641997707701206857noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6591662111038826957.post-32629849915953886492009-04-18T16:43:00.012+02:002009-05-18T13:59:31.479+02:00<div style="text-align: justify;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjU84O4U6RSJLNPzgGdHdbJPXQ8qsmml19d1oH3-fIMOckvO-zTcsB60vhJIHtEyT25-M5OjIemthahusZQ4kOZYreOGwtDS1JH66a2k8cw8xGAnNO2DBcm7n3Y-jg0owi_GTPQW6yUN2bK/s1600-h/PARIS.jpg"><img style="margin: 0pt 10px 10px 0pt; float: left; cursor: pointer; width: 281px; height: 184px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjU84O4U6RSJLNPzgGdHdbJPXQ8qsmml19d1oH3-fIMOckvO-zTcsB60vhJIHtEyT25-M5OjIemthahusZQ4kOZYreOGwtDS1JH66a2k8cw8xGAnNO2DBcm7n3Y-jg0owi_GTPQW6yUN2bK/s320/PARIS.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5326127163151557554" border="0" /></a>Wystawa spreparowanych zwłok, na których skupiska ścięgien, kości i żył dyrygują orkiestrą albo grają w piłkę nożną jest szansą na to by pojąć fragment prawdy o nas samych i poszerzyć perspektywę postrzegania rzeczywistości.<br /></div><div align="justify">„Tak chyba wygląda piekło”- pisze w „Gazecie Wyborczej” (28.02-01.03.2009) czeski filozof ksiądz Tomas Halik i wieszczy, że wystawa „Bodies. The Exhibition” to wstęp do końca dziejów naszej kultury oraz gatunku homo sapiens, z pasją potępiając wyuzdany triumfalizm materialistycznej anatomii. Nie widzi, że swoim tekstem występuje przeciwko prawdzie. Prawda bowiem jest taka, że ciała – gdy obedrzeć je ze skóry – wyglądają właśnie tak jak pokazuje to wystawa.<br />Ale nie o obdzieranie ze skóry tu chodzi, tylko o obdzieranie ze złudzeń. Gdzieś na dnie poruszenia jakie wywołuje wystawa pojawia się bowiem niepokojące uczucie – dopuszczenie do świadomości takiej oto możliwości, że nieśmiertelna dusza nie istnieje.<br />Świadomie użyłem słowa „uczucie”, a nie „pogląd”. Pogląd można łatwo spacyfikować innym poglądem; uczucie będzie gnębić nas od środka, wżerać się w myśli, burzyć lub psuć krew, niepokoić, wprawiać w kierkegaardowskie drżenie. Takiego uczucia żadna teologia, święta księga, żaden guru, ani żadna opowieść o zbawieniu skutecznie nie znieczuli.<br />Można przytoczyć mnóstwo argumentów za lub przeciw wiecznemu istnieniu duszy i tej wieczności rzekomego gwaranta - Boga (ileż takich potyczek odbyło się w dziejach filozofii), ale będzie to czynność jałowa. Wystawa taka jak ta dlatego jest cenna, że przemawia do zmysłów, nie tylko do intelektu.<br />Dlaczego pokazanie wnętrza ludzkiego ciała na wystawie jest dla księdza Halika naruszeniem tabu? Czym różni się od wystawienia ciała w trumnie w katolickim kościele? Wydaje się, że co najmniej trzema rzeczami: miejscem; faktem, że nie znamy tożsamości trupa; i tym, że nie ma on na sobie skóry.<br />Czyżby dusza nie tkwiła - jak chciał Kartezjusz - w szyszynce tylko w skórze? Ciało obdarte ze skóry nie ma – rozpoznawalnych przez nas - cech indywidualnych. Traci jednostkową tożsamość i nie nadaje się do bycia bohaterem chrześcijańskiej opowieści.<br />Bóg zdaje się nie rozpoznawać zmarłego po wyglądzie jego jelita cienkiego tylko po imieniu. Człowiek bez imienia, bez tożsamości zaprzecza opowieści o swoim własnym wiecznym istnieniu. Nawet cień podejrzenia, że człowiek taki jest możliwy – to niepotrzebne źródło niepokoju w poukładanym świecie, którego początkiem jest stworzenie kosmosu z niczego, a końcem zbawienie.<br />Najważniejsze jednak jest chyba miejsce. Na wystawie w centrum handlowym, fakt śmierci dociera do nas bez żadnych osłon. Ciała, które oglądamy kiedyś poruszały się. Teraz nie mają tej mocy - istnienia znajdują swój koniec. Kiedy zaś patrzymy na reprezentację martwego ciała Chrystusa na krzyżu, otacza je zawsze tonizujący kontekst zmartwychwstania ku wieczności. Jak pisze ksiądz Halik „Nagie ciało Chrystusa na krzyżu ma swoją historię – jest dowodem trwania…”<br />Wystawa sama w sobie nie jest dowodem ani przeciw ani za jakiemukolwiek stanowisku filozoficznemu. Tym bardziej absurdalne jest występowanie przeciwko niej jako objawowi zdziczenia ludzkiej cywilizacji. Może być tak, że niepokój jaki wywołuje prezentacja spreparowanych ludzkich ciał staje się twórczym impulsem w poszukiwaniach duchowych.<br />W tradycji buddyzmu theravady istnieje tzw. medytacja 32 składników ciała. Mnich albo jogin koncentruje się na elementach swojego ciała od kości przez włosy po osocze. Po początkowym rozedrganiu umysł medytującego nabiera spokoju i koncentracji, by stać się skutecznym narzędziem do uchwycenia uniwersalnych – według buddyzmu - cech rzeczywistości: nietrwałości, niemożności zaspokojenia i nieistnienia jaźni.<br />Dawniej mnisi theravady uprawiali te medytację na cmentarzach, nad niedopalonymi zwłokami. Dziś w takich miejscach jak Bangkok zdarza się, że robią to (za zgodą rodziny zmarłego) w kostnicach. Piekła nie znajdziemy na żadnej wystawie. Jest ono tam gdzie widzi je nasz umysł. Dokładnie w tym samym miejscu jest wyzwolenie umysłu ze złudzeń.<br /></div>Marcin Fabjańskihttp://www.blogger.com/profile/06641997707701206857noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6591662111038826957.post-62509312353749679912009-04-17T09:52:00.006+02:002009-04-17T21:39:04.326+02:00<div style="TEXT-ALIGN: justify"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2JRdop_tVraEBaqTvOIVjndkDAA9cuSR3bdwu6HZcvY5Mro-dexb0bqQFwFzPpTXySlyF-WpHG0OirK1AuG7cKAPHJmdEHcpz3-L3s-OOrPoWueQ4xK_PFL0GtfkmcVp388OwAynWIpvU/s1600-h/INDIE.jpg"><img id="BLOGGER_PHOTO_ID_5325574455664504770" style="FLOAT: left; MARGIN: 0pt 10px 10px 0pt; WIDTH: 240px; CURSOR: pointer; HEIGHT: 320px" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2JRdop_tVraEBaqTvOIVjndkDAA9cuSR3bdwu6HZcvY5Mro-dexb0bqQFwFzPpTXySlyF-WpHG0OirK1AuG7cKAPHJmdEHcpz3-L3s-OOrPoWueQ4xK_PFL0GtfkmcVp388OwAynWIpvU/s320/INDIE.jpg" border="0" /></a>Buddyjska „ścieżka środka” to także droga pomiędzy ekstremami materializmu i eternalizmu – wiary, że istnieją byty wieczne takie jak dusza lub Bóg. To ścieżka obca naszej kulturze, nieuchwytna dyskursem, realizowana tylko w doświadczeniu medytacyjnym, które inaczej niż w Azji, w naszym świecie zarezerwowane jest dla mnichów i mniszek z zakonów kontemplacyjnych.<br /></div><div align="justify">Czy buddyzm jest zrozumiały tylko dla Azjatów? Obserwowanie ciała i różnych aspektów umysłu dostępne jest dla każdego w każdej kulturze. Ale Zachód ciągle się uczy co to znaczy medytować. Przykład - w amerykańskich (w mniejszym stopniu europejskich) społecznościach theravady od kilku lat trwa przełom związany z nowym podejściem do medytacji. Buddyści w USA uświadamiają sobie czym się kończy dla nich niewolnicze trzymanie się wskazówek medytacyjnych azjatyckich mistrzów. To co dla mającego luzacki stosunek do rzeczywistości Birmańczyka jest mobilizacją, dla nastawionego na osiąganie celów Amerykanina lub Europejczyka staje się dodatkowym źródłem napięcia. A napiętego umysłu nie da się pogodzić z umysłem medytującym.<br />Pierwszym elementem ośmiostopniowej buddyjskiej ścieżki prowadzącej do przebudzenia jest tzw. „właściwy pogląd”. Niektórzy azjatyccy nauczyciele np. U Tejaniya - birmański mnich z klasztoru Shwe Oo Min - pracują głównie z właściwym poglądem, wiedząc jak wielu ich studentów z Zachodu latami nie posuwa się w medytacji przenosząc do niej korporacyjne nawyki myślenia (rywalizację, skupienie na osiągnięciu celu, walkę o pozycję w hierarchii).<br />Instrukcje medytacyjne charyzmatycznego U Tejaniyi spisane przez jego uczniów w zwięzłych 23 punktach - dostępne w Internecie, powielane w tysiącach kopii - stały się w amerykańskich środowiskach theravady swoistym manifestem nowego podejścia do medytacji (znajdziesz je tu: <a href="http://sayadawutejaniya.org/teachings/">http://sayadawutejaniya.org/teachings/</a>). Zaczynają się tak: „Medytacja jest uznawaniem i obserwowaniem wszystkiego cokolwiek się wydarza – czy jest to przyjemne czy nie – w zrelaksowany sposób.”<br />Tacy nauczyciele jak U Tejaniya demistyfikują też niektóre pojęcia buddyjskie, którym zachodnie sangi (społeczności buddyjskie) lub zachodnia psychoterapia nadały status pojęć – bożków. Jednym z nich jest „uważność” („mindfulness”). Wielu ludzi Zachodu wpadło w pułapkę przekonania, że wystarczy „być w chwili obecnej” a już w pełni realizuje się ścieżkę duchową. U Tejaniya mówi im, że „uważność” to za mało by rozwijać umysł medytujący. Do tego potrzebne jest także odpowiednie nastawianie do obiektu medytacji (czy jest nim ciało czy któreś ze zjawisk mentalnych) – aktywne badanie jego właściwości.<br />U Tejaniya propaguje podejście nietypowe dla ludzi Zachodu, ale czy uczy czegoś typowo wschodniego lub ezoterycznego, co jest dla nas niepojęte? Nie.</div><div align="justify">Teza o hermetyczności kulturowej buddyzmu jest nieprawdziwa. Czyż nie bardziej hermetyczna dla współczesnego człowieka Zachodu jest opowieść chrześcijańska z jej wymykającą się logice koncepcją Trójcy Świętej, ideą Boga osobowego, który w tajemniczy sposób wchodzi w interakcje z miliardami ludzi oraz wieczną egzystencją w niebie do którego trafiamy bez biologicznej podstawy naszego istnienia, a jednak zachowując - w cudowny sposób - tożsamość osobową?<br />(zawiera fragmenty mojego artykułu z „Polityki”, dodatek „Sztuka Życia” - 23.03.2009) </div>Marcin Fabjańskihttp://www.blogger.com/profile/06641997707701206857noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6591662111038826957.post-67598562727923445472009-04-15T00:40:00.010+02:002009-04-17T12:11:34.542+02:00<div style="text-align: justify;"><a onblur="try {parent.deselectBloggerImageGracefully();} catch(e) {}" href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiI6_yeKfCmdSnySDCG_RmVZ8SLU2wEFHCBwI7HbO05ynfYuiaUZfYTGF4ToTk01h1vobnT4ISFw0WkqA6X0FJAeBR3SlU4dh87B4qdaYQ4U3F9UcIxVuU4Woo4nPIZlTaOaP-KOad638Ma/s1600-h/MNISI.jpg"><img style="margin: 0pt 10px 10px 0pt; float: left; cursor: pointer; width: 300px; height: 225px;" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiI6_yeKfCmdSnySDCG_RmVZ8SLU2wEFHCBwI7HbO05ynfYuiaUZfYTGF4ToTk01h1vobnT4ISFw0WkqA6X0FJAeBR3SlU4dh87B4qdaYQ4U3F9UcIxVuU4Woo4nPIZlTaOaP-KOad638Ma/s320/MNISI.jpg" alt="" id="BLOGGER_PHOTO_ID_5324684966371436290" border="0" /></a>Nirwanę – rewolucyjny ideał duchowy Buddy niełatwo było pojąć nawet współczesnym mu mieszkańcom Indii. O ileż większym wyzwaniem jest dla dzisiejszego człowieka Zachodu.<br /></div><div style="text-align: justify;">Nie jest ani wieczną błogością, jak mówią guru New Age’u, ani połączeniem świadomości jednostkowej z kosmiczną jak sądzą Hindusi, ani też zjednoczeniem duszy z Bogiem jakby chcieli ci, co bez Stwórcy nie wyobrażają sobie duchowości.<br /></div>Nirwana, czyli wygaśnięcie.<br /><div style="text-align: justify;">Według nauk Buddy - przynajmniej w interpretacji najstarszej szkoły buddyjskiej theravady - nie dotyczy niczego co znamy ze zwykłego życia. Ani to ciało, ani umysł. Ani żaden z elementów tych dwóch zjawisk. Ani brak istnienia. W takim razie co? Coś innego.<br />Od czasów przebudzenia Buddy pod drzewem figowym ponad 2500 lat temu nirwany poszukują setki milionów ludzi, mimo, że pewna buddyjska legenda nie daje im złudzeń – doprowadzenie do przebudzenia to najtrudniejsze wyzwanie jakie można sobie wyobrazić.<br />Gdy asceta Śakjamuni nie był jeszcze oświecony, po sesji medytacji nad rzeką położył pustą miskę żebraczą na wodzie i rzekł: „Jeśli mam zostać Buddą niech ta miska popłynie pod prąd”. Popłynęła i – dla pokoleń buddystów - stała się ważnym symbolem. Ktoś kto chce doświadczyć przebudzenia musi pójść pod prąd każdej społeczności, każdej kultury, więcej - wystąpić przeciw swojej biologiczności, swojemu istnieniu w postaci jaką zna od urodzenia.<br />Tylko czy przekaz zawarty w tej starej legendzie dociera do współczesnych buddystów?<br />(fragmenty mojego artykułu z „Polityki”, dodatek „Sztuka Życia” - 23.03.2009)</div>Marcin Fabjańskihttp://www.blogger.com/profile/06641997707701206857noreply@blogger.com0tag:blogger.com,1999:blog-6591662111038826957.post-63671986711601715662009-04-14T04:07:00.000+02:002009-04-15T00:43:16.768+02:00<div align="justify"><img id="BLOGGER_PHOTO_ID_5324645619710482834" style="FLOAT: left; MARGIN: 0pt 10px 10px 0pt; WIDTH: 240px; CURSOR: pointer; HEIGHT: 320px" alt="" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhtqyrQrXWlFBZ8WAPBIl2f_2zKxUW_bGHQSTSP9aHkJ8eo6GDnrfJXlsVGjnuuhhLKxsql2jXtsn3Y-VTDi94ZcxItXID3hR50HDkSW8IH6qJpEqYWy3LkqqUFo4n7yKog-y4DVo2-oOzE/s320/INDIE2.jpg" border="0" /></div><div align="justify"></div><div align="justify">No to zaczynam. Ten blog będzie głównie o medytacji. Ale wcale nie o siedzeniu ze skrzyżowanymi nogami na poduszce wypchanej łuskami jakichś nasion. Będzie o medytacji jaką jest życie. Lub raczej o życiu medytacyjnym. Takiego życia uczył nie tylko Budda i hinduscy mędrcy. Uczyli go filozofowie tacy jak Marek Aureliusz, psycholodzy tacy jak Karen Horney i wielu innych czasem bezimiennych mędrców. Kobiety i faceci, którzy w życiu nie usiedli na poduszce do medytacji. Bo medytacja nie jest czynnością fizyczną tylko stanem umysłu. Jest sztuką życia. Uruchomieniem procesu budzenia się umysłu – uwalnianiem się od tyranii nawyków myślowych. Także wolnością od wyświechtanych reakcji na rzeczywistość jakie zaprogramowała w nas nasza kultura. Wszyscy jesteśmy neurotykami w sensie metafizycznym, bo zgadzamy sie na dyktat naszej kultury i społeczeństwa. Bez refleksji powielamy wzorce kulturowe, choćby takie jak ocenianie ludzi na podstawie ich majątku. Nie musi tak być.<br /></div><div align="justify">Zostań metafizykiem. <strong>Postaw swoje istnienie na tle nieistnienia</strong>, a nie na tle rzeczywistości społecznej i kulturowej, która Cię otacza, albo – co naprawdę smutne, biorąc pod uwagę możliwości ludzkiej świadomości – na tle marki samochodu sąsiada. Sięgnij umysłem tam, gdzie większość nigdy nie odważy sie spojrzeć. Czytaj i współtwórz swoimi komentarzami METAFIZYKĘ DLA NEUROTYKA.<br /></div><div align="justify">Kontemplacja na dziś: <em>Epiktet:</em> <em>Tym co trwoży ludzi nie jest to co im się przydarza, ale znaczenie jakie temu przypisują</em>.</div>Marcin Fabjańskihttp://www.blogger.com/profile/06641997707701206857noreply@blogger.com2