Czym się różni człowiek od zwierzęcia? U zwierzęcia zawsze zwycięża instynkt samozachowawczy. A u człowieka?
Portal gazeta.pl napisał o Ryszardzie S., u którego zwyciężyło coś innego. Co? O tym później.
Ryszard S. zgłosił się na ochotnika by zagrać w scence odcinka opowiadającego o zabójstwie pewnej staruszki, w ramach telewizyjnego magazynu kryminalnego 997. Scenkę, w której kupuje od ofiary butelkę wina, wyemitowano w godzinach wielkiej oglądalności, prosząc o pomoc przypadkowych świadków. Na nic – policja nie złapała mordercy.
Po latach - dzięki badaniom DNA - wyszło na jaw, że staruszkę zabił właśnie Ryszard S. Po co ryzykował zgłaszając się do programu? Po co sam się pchał w ręce policji? Dlaczego morderca wraca na miejsce zbrodni? Lampart, który zabije gazelę, zjada co jego, a resztę zostawia hienom, szakalom, sępom, mrówkom i bakteriom. Nie ciągnie go jakoś na miejsce jego myśliwskiego triumfu. Człowiek…
Gazeta.pl przypomina inny przypadek. W roku 1995 statysta-ochotnik biorący udział w rekonstrukcji ataku kilku mężczyzn na ulicy na przechodnia, okazał się jednym z jego prawdziwych morderców. W trakcie rekonstrukcji poprawiał reżysera, który nie dość precyzyjnie odtwarzał szczegóły. Gdzie był w tamtej chwili jego instynkt?Ryszard S. zgłosił się na ochotnika by zagrać w scence odcinka opowiadającego o zabójstwie pewnej staruszki, w ramach telewizyjnego magazynu kryminalnego 997. Scenkę, w której kupuje od ofiary butelkę wina, wyemitowano w godzinach wielkiej oglądalności, prosząc o pomoc przypadkowych świadków. Na nic – policja nie złapała mordercy.
Po latach - dzięki badaniom DNA - wyszło na jaw, że staruszkę zabił właśnie Ryszard S. Po co ryzykował zgłaszając się do programu? Po co sam się pchał w ręce policji? Dlaczego morderca wraca na miejsce zbrodni? Lampart, który zabije gazelę, zjada co jego, a resztę zostawia hienom, szakalom, sępom, mrówkom i bakteriom. Nie ciągnie go jakoś na miejsce jego myśliwskiego triumfu. Człowiek…
Został stłamszony przez coś co jest dla nas ważniejsze niż strach przed więzieniem czy nawet samą śmiercią – nasze ego. Potrzebę docenienia, zaistnienia, bycia zauważonym. Za wszelką cenę. Mężczyzna, o którym mówimy – być może po raz pierwszy w życiu – został autorytetem. Najwyższym ekspertem w danej dziedzinie. A, że akurat w dziedzinie zabójstwa, do którego się przyczynił, to już mniej ważne. Dziarsko dołączył do ekipy statystów. Został ich liderem, wiedział lepiej niż reżyser.
Pewnie pouczał: – O nie, co wy tam wiecie?! Płytą chodnikową to on dostał w kark, a nie w głowę!
Pewnie prężył pierś. Patrzcie to JA! JA wiem najlepiej jak było. To całe zamieszanie – statyści kamery, mikrofony, to przeze MNIE, o MNIE, na MOJĄ cześć. JA tu jestem najważniejszy. Nie spodziewaliście się, że ten niepozorny człowieczek, którego nikt nie zauważa mógł czegoś takiego dokonać, co? A jednak to JA….
Mężczyzna, o którym mówimy na wiele lat wylądował z kratkami.
Mężczyzna, o którym mówimy na wiele lat wylądował z kratkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz